Audycja Źródło Kreacji - Twórz Własną Przygodę

Świadoma Nawigacja Poprzez Rzeczywistości.

Jakich porad udzielił(a)byś Sobie w życiu? (część 2)

II. Spokój Mistrza Jedi - na co dzień.

1. Ciesz się Chwilą, zamiast ją uwieczniać.
W którymś momencie tego życia zdałem sobie sprawę, iż - doświadczając czegoś wartościowego (pięknego, wybitnie w Moim guście, itp.) - zbyt często towarzyszy temu potrzeba, nazwijmy ją, "zachowania chwili na później" (w Ameryce istnieje nawet określenie na osoby ulegające owej pokusie gromadzenia rzeczy/tu: doznań: 'hoarder'). Natrafiając na utwór wyraźnie wpadający w ucho korci bym od ręki ściągnął go sobie na dysk; jedząc coś nadzwyczaj smacznego nie zaznam spokoju bez informacji, jak mogę doznać tego znowu - itd., itp. Najbardziej zabawnym jest dla Mnie, gdy widzę ten syndrom w tak błahym wydawałoby się temacie, jak tapety na smartfonie. Używam mechanizmu który wyświetla je losowo - spośród pieczołowicie dobranego grona grafik w Moim guście. Aby zapewnić sobie zróżnicowanie i ciągle świeży widok, ustawiłem by tapeta zmieniała się co 90 minut (czyli względnie krótki okres czasu). Nie wyeliminowało to jednak okazjonalnego "syndromu tęsknoty": kiedy któraś z tapet szczególnie Mnie zachwyci, potrafię czuć coś w rodzaju żalu, że będzie wyświetlona krótko i gdy po raz kolejny sięgnę po telefon, zapewne jej już nie zobaczę.

Jest to oczywiście paradoks, gdyż przecie ta tapeta nie ginie, a ze zmieniających się grafik korzystam z rozmysłem. Jest to paradoks tym większy, iż nawet gdybym pozwolił sobie na utrzymanie tej jednej tapety dłużej na ekranie, odczuwałbym dyskomfort inny: iż przepada Mi cała reszta zbioru (sic!). Paradoks goni paradoks - podczas gdy wystarczyłoby tylko cieszyć się chwilą (tu: doświadczanym pięknem), bez pragnienia by koniecznie ją sobie przywłaszczyć, zachować, zagwarantować na później. Część rzeczy, owszem, jest możliwa by zagwarantować sobie ich obecność w przyszłości - nierzadko jednak napotkasz i takie, względem których nie ma już takiej mocy (prawdę mówiąc czymś takim może być cokolwiek czego dziś doświadczasz - każde doświadczenie może być przecież tym ostatnim). Znając unikatowość życia możesz teraz albo usilnie i wytrwale inwestować w gromadzenie wszystkiego co jest tego warte - albo skoncentrować się na doznawaniu tego. Może się bowiem okazać, iż - pochłonięty/a zagwarantowywaniem sobie bezpiecznej przyszłości w dobrym towarzystwie - zgubisz istotę sprawy (piosenka skończy się zanim namierzysz jej tytuł, piękny wschód słońca przeminie w czasie ustawiania parametrów zdjęcia, itp.).

Jednym z wniosków jakie wysnułem jest, by jak najczęściej doświadczać, miast "zabezpieczać doświadczenie". W końcu i tak większości tego wszystkiego nie zabiorę ze Sobą w dalszą drogę - zachowywanie tego tutaj jest tak naprawdę pozorne (wytrwa na ileś lat, to wszystko). Mogę za to zabrać ze Sobą... Siebie wzbogaconego pięknem, na które pozwoliłem sobie w pełni otworzyć - w pełni nim "oddychając", w pełni chłonąc. Odsuwając na dalszy plan wszelkie dyskomforty nie gustującego w nietrwałości umysłu - za to ogniskując na Tu-i-Teraz, gdzie dzieje się cud, swoistej Chwili Wieczności.

Z zaskoczeniem zdałem sobie sprawę, iż to wtedy czuję się najlepiej (podczas gdy "chomikowanie" źródeł przyjemności/przedmiotów adoracji raczej Mnie wycieńcza).

 

2. Nie tylko co, ale i jak to robisz - definiuje Ciebie.

Wspomnienie:
Mieszam właśnie łyżeczką któryś z ulubionych napojów. Po raz kolejny wyraźnie zwraca Mą uwagę dyskomfort o jaki przyprawia Mnie odgłos uderzającego o tworzywo metalu. Część Mnie pamięta gdy dawno temu zetknąłem się gdzieś ze spostrzeżeniem, iż ekspresją dobrych manier jest m.in. bezgłośne wykonywanie tej czynności (może wręcz czasem żartowaliśmy sobie z tego "arystokratycznego" mieszania herbaty ;) ). Teraz jednak dobrze wiem, iż nie jest to tylko kwestią poglądu który ktoś wymyślił (choć z drugiej strony całkiem trafnego), lecz tak czy owak odgłos który może kiedyś nie wywoływał we Mnie niczego - dziś wyraźnie zakłóca Mój pokój, zdecydowanie robiąc różnicę. Odkąd uświadomiłem to sobie, za każdym razem gdy łapię się jeszcze na głośnym używaniu łyżeczki - natychmiast przełączam się na 'gentle-mode' ('łagodny tryb').

Zauważyłem, iż zaskakującą rolę potrafi grać sposób na jaki wykonujemy najbardziej pospolite (zwykle częste) czynności. Jeżeli ktoś miałby Cię poznać tylko po nich (tj. obserwując Cię w ich trakcie) - jakie wnioski by wyciągnął (o Twoim charakterze, naturze, usposobieniu)?

Pomyśl o tym, jak jesz (czy przykładowo jesz łapczywie, doświadczając wilczego apetytu), jak chodzisz (jaki masz chód, co po nim widać: np. pośpiech, spięcie - czy może spokój, pewność siebie - a może grację?), jak mówisz (co zwykle słychać w Twym głosie: jego tonie, tempie wypowiadanych zdań? - jakie wnioski wysnułaby słuchająca Cię osoba, która nie zna Twojego języka ojczystego?). Jak myjesz naczynia (ile przy tym hałasujesz, ile wagi do tego przykładasz?), jak mieszasz herbatę/kawę łyżeczką (j/w)? Jak zamykasz drzwi do domu/mieszkania, czy do samochodu? A nawet jak głośno słuchasz muzyki/innych nagrań, szczególnie na słuchawkach (jak często wybierasz niezbędne minimum?). Itd., itp.

Każda z tych prozaicznych zdawałoby się czynności przemyca Twą naturę, coś o Tobie mówi - nie potrzebujesz jednak obserwatora z zewnątrz by sprawdzić, czy owa natura naprawdę Tobie sprzyja. W odpowiedzi na to pytanie może pomóc gdy wyobrazisz sobie, że "zażywasz" tej natury przez lata: jak mogłaby np. wpłynąć na Ciebie długodystansowo zażywana "pigułka pośpiechu", jak wpłynęłyby na Ciebie godzinami odtwarzane dźwięki towarzyszące codziennym czynnościom które podejmujesz? Czy byłyby to odgłosy możliwie delikatne, czy przykra kakofonia? A może zamiast wspomnianej "pigułki pośpiechu" miał(a)byś do czynienia z "pigułką relaksu"?

Ważną ambicją stała się dla Mnie odpowiednio wyważona ekspresja - tj. pozbawiona gwałtowności (warto zauważyć, iż o tą wcale nietrudno: nie musisz zachowywać się np. nie wiadomo jak głośno, by "załapać się" na zbyt dynamiczny - często wcale nie niezbędny - ton głosu). Odpowiednie wyważenie oznacza dla Mnie swoisty takt, wyczucie - nie tyle delikatność co pokój (lepiej wyraża to angielskie słowo 'gentleness'). Warto zauważyć, iż dbanie o odpowiednią "tonację" Naszej ekspresji może dotyczyć nie tylko tonu głosu, czy jakichkolwiek innych generowanych przez Nas dźwięków - ale i np. poruszania się (szalone zakupy w hipermarkecie, podczas których zdarza się nie myśleć o niewinnych "przechodniach" wokół, wprawiając ich być może w trwogę szaloną jazdą z rozpędzonym, gwałtownie skręcającym wózkiem ;) ), czy choćby prostych pojedynczych gestów (i one - jeśli pozbawione uwagi - mogą być miejscami gwałtowne).

Kiedy zdarzy Mi się zachować głośno, gwałtownie lub jakkolwiek inaczej zaburzyć "statykę wibracji" - przypominam sobie poruszającą scenę z filmu "Stygmaty", w której główna bohaterka próbuje nakarmić albo pogłaskać gołębie na parapecie - podczas gdy jej towarzysz pstryka fotki w tym samym pomieszczeniu, co raz to niepokojąc ptaki odgłosami aparatu - aż za którymś razem po prostu odlatują wszystkie.

"Frankie sits by the window, in awe as a couple doves fly onto her hand and eat out of her palm.

Nearby, Kiernan has his camera set up on a tripod, FLASHING photo after photo of the writing on the blue wall. He pauses and turns to her.

KIERNAN
- Frankie, would you please come over here and have a look at this?

She doesn't answer. She stares at the doves, captivated by their essence.

FLASH! FLASH!

KIERNAN
- I just can't believe that none of this means anything to you...Frankie?

- Frankie. Frankie. Can you please...can you please look at this?

FLASH! FLASH!

The noise and FLASH bother the doves and they flitter away, leaving an annoyed Frankie". (transkrypcja Barry Shanley Jr., na podstawie scenariusza Toma Lazarusa i Ricka Ramage; http://www.horrorlair.com/scripts/stigmata.txt)

Bohaterka nie wypowiada ani jednego słowa, niemniej scena przemówiła do Mnie, jak gdyby wypowiedziała ich wiele, Przypominanie jej sobie przysłużyło Mi się już wiele razy, jak i do dziś pozwala dbać o odpowiednią postawę - co Mi osobiście przydaje się również dlatego, iż jestem osobą dość spontaniczną: gdybym w ogóle nie dbał o jakość Własnej ekspresji, na co dzień Moja uwaga byłaby rozparcelowana, chaotycznie zmieniając punkt zainteresowania niemalże co chwilę. Dawanie uwagi wszystkiemu co przychodzi na myśl potrafi być kuszące, zwłaszcza gdy są to rzeczy ekscytujące - z drugiej strony jednak jeśli nie wybiorę na czym skoncentrować się Teraz, nie zrealizuję porządnie (a przede wszystkim w Pokoju) niczego. Najłatwiej zauważam ten syndrom podczas rozmowy: gdy z jednej strony jest dla Mnie ambicją by słuchać - i to słuchać w sposób nieprzerwany - z drugiej jednakowoż doskonale wiem jak porywającą potrafi być jakakolwiek myśl do której zainspiruje Mnie Rozmówca. Wtedy właśnie świetnie jest przypomnieć sobie, jaki efekt (z wysokim prawdopodobieństwem) może dać ulegnięcie pokusie :) : dekoncentracja/wybicie z rytmu/zmniejszenie komfortu Rozmówcy - czego przecież zdecydowanie nie chcę. To zwykle Mnie przekonuje ;) .

Jeśli zaś chodzi o niecierpliwość - która często towarzyszy potrzebie spontanicznej ekspresji w jakiejś ekscytującej kwestii - swego czasu zrobiło na Mnie wrażenie spostrzeżenie, iż w gruncie rzeczy jest ona jednym z odcieni negatywnej wibracji (mówiąc w uproszczeniu) - tj. stanem, który na dłuższą metę bardzo Nam nie służy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

"Nienawiść, strach, martwienie się - wraz ze stanami pochodnymi - niepokojem, goryczą, niecierpliwością, oschłością, skłonnością do osądzania i potępiania - atakują ciało na poziomie komórkowym". ("Rozmowy z Bogiem - Księga Pierwsza", Neale Donald Walsch)

Przyznam iż początkowo zaskoczyło Mnie to błyskotliwe spostrzeżenie, z którym po namyśle właściwie się zgadzam. Kiedy bowiem przyjrzeć się, jak czuję się będąc zniecierpliwionym - łatwo stwierdzić, iż nie czuję się dobrze (czuję za to napięcie, stres, pośpiech, niepewność, niepokój/niepokojącą żarliwość, rodzaj lęku może - cała gama, z której nic nie brzmi dobrze).

Kiedy więc spojrzeć na to, w jaki sposób wykonujesz najzwyklejsze czynności, towarzyszące Ci bądź co bądź na co dzień - jak myślisz, jaką osobą się jawisz? A przede wszystkim: jak to na Ciebie wpłynie długodystansowo? Będzie Ci służyć? Czy szkodzić? A czego byś Sobie życzył/a?

"(...) gdziekolwiek wyrażone pośpiech i niecierpliwość odgradzają Nas od adoracji Stwórcy". (Marie Corelli, "A Romance of Two Worlds")

Przewrotność pospolitych czynności polega na tym, iż tylko pozornie mało znaczą - wagę nadrabiając częstotliwością. Nie zaskakuje iż powtarzane w kółko i w kółko każdego dnia przez lata mogą w istocie grać niebagatelną rolę w kształtowaniu Naszego usposobienia, którego szczyty chcemy wyrażać w tych już "znacznie ważniejszych" - niepospolitych - sytuacjach. Okazuje się jednak, iż na swój sposób, często nieświadomie, przygotowujesz się do nich codziennie. W tym świetle powiedzenie iż diabeł tkwi w szczegółach - nabiera nowego znaczenia... na szczęście to od Nas zależy, czy w istocie skryje się tam diabeł, czy może wręcz anioł :) ?

Ciekawostka: niedawno odkryłem proste narzędzie z pomocą którego możesz ćwiczyć pokój w gestach: program na Androida, służący do odtwarzania muzyki (Vanilla Music). Program ów posiada interesującą funkcję: potrafi przełączać utwory za prostym potrząśnięciem telefonu. "Potrząśnięcie" to jednak zbyt mocne słowo - zwykle wystarczy bowiem wyraźniej nim poruszyć. Zauważyłem iż funkcja ta jest na tyle czuła, iż wystarczy jeden niespokojny ruch - by nieintencjonalnie przełączyć piosenkę. Z iluminacją dopatrzyłem się w tym świetnej sposobności do ćwiczenia odpowiednio statecznych gestów - tj. bez niepotrzebnej gwałtowności :) .

 

3. Najlepsza zabawa jedną zabawką naraz.
Jest wiele rzeczy które Mnie pociągają, pasjonują, energetyzują. Zauważyłem iż nierzadko posiadam tendencję do próby uchwycenia jak największej ich liczby naraz, spontanicznie skacząc co raz to z jednej na drugą, w nadziei iż w ten sposób zyskam najwięcej. Niestety, zauważyłem również iż w takiej sytuacji trudno w istocie na serio wkręcić się w którąkolwiek z nich, by na spokojnie się w niej zatopić i porozkoszować (o ukończeniu jakiegoś zadania nie wspominając). Zauważyłem też, iż często przełączając się pomiędzy źródłami ekscytacji odczuwam towarzyszący temu rodzaj niepokoju, czy wręcz stresu: wewnętrzne odliczanie, ponaglające by "nie zwlekać" z sięgnięciem po następną ekscytującą rzecz (najlepiej widać to w temacie czytania książek: raczej prędzej niż później podczas lektury "nie mogę się już doczekać" kolejnej (!) - choć z aktualną było dokładnie tak samo).

W świetle powyższego będąc zaangażowanym w cokolwiek co Mnie ekscytuje, nierzadko potrzebuję przypominać sobie iż najbardziej służyć Mi będzie pełna koncentracja na tej rzeczy (jednej rzeczy naraz) - iż niczego nie tracę, nie zajmując się wówczas czym innym (gdyż w istocie nie jest tak ważnym czym się zajmuję: póki jest to Mą Pasją, zawsze wybieram dobrze, wówczas zawsze jest to wybór równouprawniony).

 

4. Rozpoznawaj i doceniaj 'zen chwili'.
Nauczyłem się tego kiedy po raz kolejny wyraźne zmęczenie dyktowało kontemplacyjne tempo Mojego spaceru. Wolno i z uwagą stawiałem krok za krokiem, starając się utrzymać wystarczającą siłę w mięśniach, sprawiających wrażenie jak z waty; wolno oddychałem, starając się nabierać wystarczająco dużo powietrza, a jednocześnie nie zdyszeć. Siłą rzeczy miałem wówczas dużo czasu na obserwowanie wszystkiego wokół: mijających ludzi, samochody, drzewa... rejestrowane odgłosy - szczególnie natury - były bardziej odnotowywane w Mojej świadomości, dalekiej tym razem od żywiołowego przeskakiwania z tematu na temat, niczym z kwiatka na kwiatek. Jeśli więc był jakiś dźwięk - rozlegał się przez czas jakiś w Mych myślach, o istotnie dłuższą chwilę niż "na zewnątrz". Nierzadko inspirowało Mnie to do dania mu większej uwagi, wsłuchania się weń, a co za tym idzie - poznania czegoś, czego zwykle prawdopodobnie nawet nie rejestrowałem. Podobnie rzecz miała się ze wspomnianym oddechem - jak i z całym, szeroko rozpostartym przede Mną odczuwaniem ciała (zakładam iż jego również zwykle nie zauważamy - gdy w dobrej, "standardowej" kondycji). Krok za krokiem, miast przenieść się pospolicie z punktu A do B - bardziej poznawałem Siebie.

Początkowo koncentrowałem się na wyczerpaniu, egzotyce tego odczucia. Na tym, jak to jest niemal lecieć z wiatrem - lub stawiać kroki, niczym obciążone kamieniami. Nie wzbudzało to we Mnie pozytywnego nastroju ;) . Nauczyło Mnie jednak czegoś wartościowego - i to niejednej rzeczy. Jedną z nich jest wspomniana w tytule umiejętność doceniania 'zen chwili'. Stan jakiego doświadczałem w wyżej opisanej formie, odsłonił przede Mną coś niespodziewanego: ujrzałem spokój. Nie zrezygnowany spokój, w którym starasz się po prostu przetrwać lub wpadasz w zamknięty krąg przygnębienia - lecz spokój-dar, który zdawał się być tam cały czas - ukryty, niezauważalny, mijany i ignorowany przez mnogie pospieszne pary stóp, przechodzące przezeń jak przez ducha. Spokój niezmącony i zapraszający, zdolny ukoić każdą chętną Duszę - lecz zaskakująco samotny i opustoszały (nasuwa się słowo: niemodny). A Ja odkryłem go "przypadkiem", czując się zbyt źle by móc go przeoczyć - wszedłem doń, odnajdując się nieoczekiwanie w samym jego wnętrzu, rozglądając wokół wzrokiem świadomości - w zdumieniu, niczym w przestrzennej, rozległej, a przede wszystkim nieruchomej i cichej katedrze (jakże osobliwe wrażenie: tuż "za ścianą" - niby cieniusieńką powłoką - wachlarz ludzkich dźwięków).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Licencja Creative Commons
Audycje "Źródło Kreacji" są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Bez utworów zależnych 3.0 Polska.

powered by:

Autorskie Szablony Blogger • Projekty Stron Internetowych / Grafika Komputerowa: thomasleighdesign[at]gmail.com

© copyright by Thomas Leigh, 2008-2021